Notice: Funkcja _load_textdomain_just_in_time została wywołana nieprawidłowo. Ładowanie tłumaczenia dla domeny astra zostało uruchomione zbyt wcześnie. Zwykle jest to wskaźnik, że jakiś kod we wtyczce lub motywie działa zbyt wcześnie. Tłumaczenia powinny zostać załadowane podczas akcji init lub później. Dowiedz się więcej: Debugowanie w WordPressie. (Ten komunikat został dodany w wersji 6.7.0.) in /doktor/wp-includes/functions.php on line 6121
Safari

Park Narodowy Tsavo to największy park narodowy w Kenii i jeden z największych na świecie. Jest podzielony na dwie części: Tsavo West i Tsavo East. Park słynie z obfitości dzikiej przyrody, w tym olbrzymich słoni, żyraf, lwów, gepardów i wielu innych zwierząt.
To te parki właśnie przemierzaliśmy kolumną w specjalnych dostosowanych 7 osobowych suv-ach z otwieranym dachem. Przez 3 dni po 12 godzin, przez wertepy, po charakterystycznie ceglasto-czerwonych drogach. 5.45 śniadanie, 6.15 wyjazd, powrót ok. 18tej.
Mieliśmy nadzieję zobaczyć tzw: wielką piątkę czyli słonia, nosorożca, bawoła, lwa i lamparta. Istniej również tzw: "mała" 5 - to określenie, które odnosi się do pięciu gatunków zwierząt, które są podobne do tzw. wielkiej piątki, ale mają mniejszy rozmiar. Są to: Ryjoskoczek - mały ssak z długim ryjkiem, Mrówkojad karłowaty, Nosorożec pustynny - duży chrząszcz z rogiem na głowie, Lamparcik - żółw z plamistym pancerzem i Bawołek - ptak z czerwonym dziobem i ogonem. Na safari można wybrać się w różne części Afryki np. w Kenii, Tanzanii, Namibii i RPA. Wiele zależy od pory roku, myśmy byli w porze deszczowej, wówczas sawanna jest zielona, z roślinami i liściastymi krzakami, dlatego zwierzęta chowają się za bujną roślinnością i są bardzo trudne do zauważenia, więc trzeba mieć akurat szczęście, być uważny i cierpliwym.
Pierwszego dnia podnieceni rozglądaliśmy się wokoło wypatrując cokolwiek. Pierwszym obiektem, który zobaczyłem to była wielka termitiera. Następnie kilka surykatek. W końcu gdzieś z daleko wyszedł samiec słonia. Potem zebry. Wszyscy szybko wstawali z siedzeń i robili zdjęcie. Jak na pierwsze 12 godzin na safari - trochę mało.
2 dzień wiele zwierząt, z wielkiej piątki nie widzieliśmy tylko lwa. Ale za to widzieliśmy stado hipopotamów i krokodyla w rzece. Musieliśmy się zatrzymać bo akurat przechodziło stado słoni, za nim bawoły i antylopy. To my zrobiliśmy stop - słonie się nie zatrzymują. To królowie sawanny.
Trzeci dzień już trochę zmęczenie, ale za to byliśmy w wiosce Masajów. Za 25 dol. mogliśmy posłuchać jak szaman leczy Masajów, jakie mają zwyczaje - mężczyźni zajmują się tylko bydłem, kobiety zajmują się domem i resztę rzeczy wykonują wraz z innymi kobietami.
Weszliśmy do różnych domów, zrobionych z krowich odchodów. W środku mrok, bardzo parno, była tam para sióstr i córka oprowadzającego nas Masaja. Na pytanie czy mogłem zabrać ze sobą jego, bardzo ładną siostrę, Masaj stwierdził, że musiałbym mu dać 5 krów!
Masaje swoje dzieci uważają za człowieka dopiero po 3 miesiącach życia. Gdy dziecko przeżyje i nie będzie chorowało to wówczas zostaje członkiem rodziny. Przez przypadek zajrzałem do jeszcze jednego pomieszczenia, w półmroku zobaczyłem nastolatka, który na moje lekarskie "oko" był chory psychicznie, więc opowieść o 3 granicznych miesiącach chyba nie do końca jest prawdziwa. Oczywiście to wybrane wioski Masajskie i "spektakl" dla turystów, ale i tak na własne oczy zobaczyłem Masajów. Wysokich, skocznych, z bardzo szczupłymi nogami nogami.
Potem jeszcze kilka godzin poszukiwania zwierząt, które już nie robiły na nas takiego wrażenia jak dzień wcześniej. Czuliśmy się jak w ZOO.
Dla niektórych zwierząt nawet nie chciało nam się zatrzymywać.
W naszym aucie poznaliśmy fajnego gościa policjanta z New York na emeryturze, Polaka, który w latach 90-tych wyjechał z ok. Zamościa. Fajny facet. Miło było posłuchać jego "przygód" jako policjanta z New Yorku.
Już nie wybiorę się na safari, wystarczy.