Sigiriya, znana również jako Lwia Skała, to góra archeologiczna na Sri Lance. Znajduje się na szczycie 180-metrowej skały. Co sprawia, że to miejsce jest tak wyjątkowe. Trzeba się wspinać, zobaczyć Pałac i twierdzę. Sigiriya była miejscem, gdzie król Kassapa (panujący w latach 473–491) zbudował swój pałac i kompleks obronny. Wierzył, że to miejsce zapewni mu bezpieczeństwo przed potencjalnym zagrożeniem ze strony starszego brata, Mogallana, który mógłby go obalić z tronu. Na zboczu skały znajdują się olbrzymie lwie pazury, które są jedyną pozostałością wielkiego lwa strzegącego dostępu do szczytu. Sigiriya jest jednym z siedmiu miejsc na Sri Lance wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. To fascynujące miejsce, które łączy historię, legendy i mistykę. Widok z jej szczytu zapiera dech w piersiach, a opowieści o walkach o władzę dodają temu miejscu niepowtarzalnego uroku.
Temperatura około 30 C, wilgotność, że się jak się to mówi pot z d...y leci, a my wchodzimy na szczyt. Niestety nie jest to bezpieczne wejście. Po pierwsze, że wspinamy się wąską drogą, co jakiś czas są łańcuchy, najgorsze to, że było bardzo dużo ludzi - akurat były wycieczki dzieci z Chin i szkolne ze Sri Lanki. Tłok. Wąsko, nie ma miejsca, żeby się minąć. Żeby przepuścić wracające dzieciaki musieliśmy się opierać o łańcuchy, które nie były w najlepszym stanie! Gdyby pękły to spadamy w przepaść. Na szczęście udało nam się dotrzeć na szczyt. Coś wspaniałego. Widok zapierający dech w piersiach, przepiękny widok na całą okolicę. Szczątki pałacu króla Kassapa. Ciekawe jak oni zbudowali, a przede wszystkim jak wnieśli materiały do budowy, nie używając dźwigów. Wszystko na plecach, a większe bloki skalne na specjalnych linach. Wielu ludzi zginęło podczas budowy, ale tym się nikt wtedy nie przejmował. Gdy doszliśmy do szczytu "powitało" nas wejście przez tzw: "Gębę Lwa", olbrzymie lwie łapy, którymi wchodzi się na skaliste piętro, gdzie dawniej znajdował się ogromny drewniany lew, którego usta pełniły funkcję wejścia do kompleksu.
Zeszliśmy bez problemu na dół, zmęczenie, spoceni i odwodnieni. Pamiętam, że ojciec kolegi, poczęstował nas wodą z imbirem, pierwszy raz piłem taką mieszankę. Szybko ukoiła pragnienie.
I to nie koniec zwiedzania, jedziemy dalej. Moi znajomi bardzo wiele atrakcji chcieli mi pokazać podczas mojego pobytu. Podjechaliśmy nawet w okolice stolicy tamilskich Tygrysów - Kilinochchi, miasto położone na północy Sri Lanki. Dalej nie było to bezpieczne. Dopiero w 2009 roku, po zakończeniu wojny domowej, miasto zostało zdobyte przez wojska rządowe i kontrola nad nim została przejęta przez rząd Sri Lanki. Niestety ja byłem w Sri Lance w 2001 roku.