Bagan to starożytne miasto w Birmie, słynące z ponad 2000 buddyjskich świątyń, stup i klasztorów, które rozciągają się na obszarze około 40 km2. Bagan jest największym kompleksem sakralnym w Birmie i jedną z największych atrakcji archeologicznych Azji. Bagan został założony w IX wieku i był stolicą królestwa Pagan, które zjednoczyło dolinę rzeki Irawadi i wprowadziło buddyzm terawady. Bagan zachował swój niepowtarzalny urok i atmosferę, a jego świątynie są nadal czczone przez lokalnych mnichów i wiernych. Bagan można zwiedzać na różne sposoby: na rowerze, na koniu, na rikszy lub obserwując z góry - siedząc w balonie. Bagan jest szczególnie piękny o wschodzie i zachodzie słońca, kiedy jego czerwone cegły i złote kopuły odbijają światło słoneczne. Bagan to miejsce, które fascynuje, inspiruje i zachwyca swoją historią, kulturą i sztuką.
W stolicy kupiliśmy bilet na statek po rzece Iravadi, który płynął, aż do Baganu. Wcześnie rano, gdy było ciemno mały tuk tuk zawiózł nas do portu. Tam wsiedliśmy do przeładowanego statku (moi znajomi kiedyś prawie zatonęli, bo kapitan za dużo "władował" ludzi na pokład), wyruszyliśmy w drogę. Po drodze widzieliśmy na brzegu kąpiące się nagie dzieci, chociaż w rzece są krokodyle. Na brzegu co jakiś czas pojawiała się jak świątynia. Dopłynęliśmy późnym wieczorem, stamtąd tuk tukiem do zabukowanego noclegu. Stary, ale zadbany hotelik. Zapoznaliśmy się z młodym Birmańczykiem, który opowiadał nam o Myanmar. Bardzo zdolny młodzieniec, którego nie było stać na płatne studia. Nigdy nie był w stolicy, najdalej był w następnej miejscowości. Żal nam się zrobiło na samą myśl, jak my mamy się dobrze w Europie.
Wypożyczyliśmy rowery, które prawie zaraz się zepsuły, dostaliśmy nowsze. Całe dwa dni zwiedzaliśmy świątynie sakralne, buddyjskie zwane Stupami, jedziemy samemu, brązowymi, bez asfaltu drogami od Stupy do Stupy. Po drodze nie było "żywej" duszy, ale były znaki - uwaga na węże. Fuck. Jak ja nienawidzę węży. Jest tu tak pięknie, że muszę tu jeszcze wrócić. Jeździliśmy rowerami, wchodziliśmy do Stup, w niektórych byli ludzie zajmujący się utrzymaniem porządku. Pamiętam jak jedna dziewczyna powiedziała - uważajcie za Stupą jest duży pyton! dokarmiali go myszami, żeby pozbyć się gryzoni. Przy zachodzie słońca na szczycie jakieś świątyni można oglądać całą panoramę Baganu. Wygląda to z góry jak jedna wielka dżungla naszpikowana piaskowo, brązowymi małymi świątyniami. Co pewien czas mijaliśmy pojedyncze blaszaki, w których mieszkali ludzie. Machali do nas, zapraszając do środka. Wtedy Myanmar nie był jeszcze tak znany turystycznie, więc widok turystów był miłym dla nich zaskoczeniem. Wtedy po raz pierwszy poczęstowano nas zupą z trawy. Bardzo smaczna. Zjedzenie posiłku z miejscowymi było bardzo mile przyjmowane przez domowników, zbrataliśmy się w ten sposób z nimi. W dwa dni rowerem zrobiliśmy kilkadziesiąt kilometrów, zobaczyliśmy i zwiedziliśmy mnóstwo Stup. Poza tym każdy wieczór zapraszaliśmy naszego kolegę z hotelu na "pogawędkę". Bał się, że ktoś zauważy z dyrekcji i "wyleci" z pracy. Daliśmy mu więcej pieniędzy, niż zarabiał na miesiąc. Z wdzięczności przy wyjeździe podarował nasz kosz owoców.
Bagan (Pagan) to jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Bardzo gorąco polecam.