Borneo to trzecia co do wielkości wyspa na świecie, położona w Azji Południowo-Wschodniej. Podzielona jest między trzy państwa: Indonezję, Malezję i Brunei. Wyspa ta jest niezwykle zróżnicowana pod względem przyrodniczym, obejmując góry, dżungle, rzeki i wybrzeża. Jest domem dla wielu gatunków zwierząt, w tym orangutanów, nosaczy, słoni azjatyckich i endemicznych gatunków ptaków. Turystyka przyrodnicza na Borneo przyciąga wiele osób z całego świata, chcących zobaczyć niezwykłą przyrodę i kulturę wyspy. Dżungla.
Najpierw z Brunei busem i promem na wyspę Labuan. Jedna noc na wyspie i znowu promem na ląd do Borneo i busem do miasta Kota Kinabalu. Później samolotem do Sandakanu. Naszym zamiarem było, przede wszystkim dotrzeć do sierocińca dla orangutanów w Sepilok, niedaleko miasta Sandakan w stanie Sabah. Tutaj orangutany są leczone i rehabilitowane, uczone są jak żyć w lesie i sobie samemu później poradzić. Trafiają tu małpy osierocone, ranne lub odebrane właścicielom, gdzie służyły jako zwykłe maskotki.
Jak wygląda wizyta w ośrodku, wejście ok. 30 PLN, za zdjęcia dodatkowo 10 PLN, należy zachować spokój, zostawić plecaki i torebki. Nie wolno dotykać małp. Można oglądać karmienie ok. godz. 10-tej i później o 15-tej. Zrobiłem wiele zdjęć małych małpek wspinających się na linach. Niesamowite wrażenie. Zwłaszcza jak są tak blisko, że można je prawie dotknąć.
Jeżeli chodzi o nocleg - przed ośrodkiem jest kilka "miejscówek", czyli po prostu wykarczowano dżungle i wybudowano drewniane domki. Bardzo blisko, pieszo od ośrodka. Pamiętam jak podczas meldowania się dostaliśmy latarki, po co pytam? żeby w nocy nie nadeptnąć na jakiegoś węża. Fuck. 3 noce przespałem na lekach nasennych, w środku domku pełno dziur, a w nocy odgłos dżungli. W nocy dżungla żyje.
Pewnego dnia wybraliśmy się z kolegą do dżungli, jest tam specjalna kilkukilometrowa droga, ścieżka. Należy wpisać się o której się wchodzi do dżungli. Dla bezpieczeństwa, żeby gdyby ktoś nie wrócił, wtedy rusza pomoc. Najpierw dróżka po drewnianych deskach, coraz węższa, a potem ścieżka w dżungli. Przed wejściem znak - uwaga nie dotykać gałęzi, jedne z węży ma zielony kolor i może imitować gałęzie. Kurwa mać. Ale co tam idziemy...w klapkach. Myślałem, że dżungla jest zielona, ale tak na prawdę jest ciemno brunatna. Po jakimś czasie ścieżka się skończyła i nie wiedzieliśmy co dalej?! iść dalej, wracać czy poczekać na pomoc. Wokół "żyjąca, pełzająca" dżungla. Na szczęście za jakieś pół godziny spotkał nas pewien Niemiec w kaloszach po same kolana (przed wężami). Oczywiście miał długą koszulę i plecak z wodą. A my w krótkich "badkach", klapkach i t-shirty. Dziwił się bardzo, wróciliśmy z nim. Wykupiliśmy jeszcze wycieczkę rzeką m.in płynąc łódką, żeby zobaczyć małpy Proboscis czyli Nosacz Sundyjski. Na drzewach widzieliśmy dorosłe samce, im któryś ma większy nos...tym bardziej jest atrakcyjny dla partnerki. To tak jak u mężczyzn, im większy...tym lepszy. Ale podobno rozmiar się nie liczy?!
Wieczorem jeszcze wybraliśmy się z ekipą Chińczyków po rzece i rozlewiskach, żeby oglądać krokodyle. Przewodnik mocną latarką obserwował wodę i jak zauważył świecące się oczy wskazywał krokodyla. Tłumaczył, że im większy rozstaw między oczami, tym większy osobnik. Grupa Chińczyków z aparatami jak zobaczyła "świecące" oczy rzuciła się na jedną stronę łódki motorowej i przechyliliśmy się tak mocno, że kierujący łodzią wołał, że wypadniemy zaraz za burtę. Kuźwa w środku nocy, nic nie widać, a my możemy wpaść do wody pełnej krokodyli. Prawie dostałem ataku paniki, na szczęście udało się wyrównać poziom.
Z Sandakanu samolotem do Kuala Lumpur, co ciekawe chociaż Sandakan leży do Malezji, to jednak, żeby polecieć na kontynent trzeba posiadać paszport, nawet Malezyjczycy, którzy wybierają się poza Borneo muszą przejść kontrolę paszportową, w drugą stronę to nie obowiązuje.