Dhigofinolhu to jedna z wysp na Malediwach, należąca do atolu Ari Południowego. Wyspa ma około 1,2 km długości i 250 m szerokości, a jej powierzchnia wynosi około 30 hektarów. Wyspa jest znana z pięknej, białej plaży, która otacza ją z czterech stron, oraz z luksusowego kurortu Anantara Dhigu Maldives Resort, który oferuje eleganckie wille, baseny, spa, restauracje. Wyspa jest także idealnym miejscem dla miłośników sportów wodnych, takich jak snorkeling, nurkowanie, surfing, kajakarstwo czy żeglarstwo. Wyspa jest połączona mostem z sąsiednią wyspą Veligandu Huraa, na której znajduje się siostrzany kurort Anantara Veli Maldives Resort. Wyspa Dhigofinolhu to miejsce, które łączy piękno i spokój natury z luksusem i komfortem. Już na lotnisku w Colombo wypiliśmy 1 butelkę, drugą butlę litrową kupiliśmy na strefie bezcłowej. Na Malediwy nie wolno wwozić alkoholu.
To kraj muzułmański, poza tym hotele zarabiają na alkoholu np: wówczas 1 puszka piwa kosztowała 5 dolarów. Gdy przechodziliśmy odprawę pracownik lotniska pyta się kolegi skąd on jest a on, że z Polski (Sri Lańczyk mieszkający na stałe w Polsce), następnie mnie skąd jestem, ja że z Niemiec (bo kupiliśmy noclegi przez TUI), gościu zwariował, a tu kątem "oka" patrzymy jak powoli przechodzi nasza wspólna walizka z 1 litrem whiskey. Ups udało się, przeszła bez kontroli.
Po wyjściu czekają na gości motorówki, które zawożą turystów na poszczególne wyspy. My płynęliśmy z rodzinką z Niemiec - Ojciec i Matka przy "tuszy", w pewnym momencie baliśmy się, że się motorówka przewróci. Po 1,5 godziny, dopłynęliśmy - przywitano nas na pomoście szampanem.
Domek tuż przy wodzie. Całą wyspę można było przejść w 20 minut. Jakieś 400- 500 metrów na 200 m. Domek standardowy, pokój (niestety jednołóżkowy - fuck), łazienka. Niestety wtedy nie było telewizora, ani zasięgu, ani WIFI (2001 r.). Na początek otworzyliśmy butelkę i pierwszy dzień zakończyłem zasypiając na plaży, gdzie się spaliłem i jeszcze coś mnie ugryzło. Nie powiem gdzie.
Na drugi popłynęliśmy kajakiem na 2 pobliskie wyspy (kompleks składał się z 3), to nic, że wody było pod kolana! Inni turyści przecierali oczy ze zdumienia patrząc na dwóch "kajakarzy" płynących w wodzie o głębokości 50 cm. Przejażdżka z wyspy na wyspę do baru po kilka piw i powrót.
Kolejnego dnia na płytkiej wodzie kąpaliśmy się z rekinami - sztuki ok. 50-100 cm, bardziej bały się niż my, ale niezapomniane wrażenie.
Po południu popłynęliśmy na tzw;" wyspę miłości" - tak się nazywała (niewielka można było ją obejść w 5 minut), nie wiem czemu "miłości", i nie wiem czemu my tam razem!, ale pewnie dlatego, że niezamieszkała i maleńka. Byliśmy tam godzinę, popływaliśmy i chcieliśmy wrócić, ale ażeby wrócić należało wywiesić flagę i wówczas motorówka widząc flagę przypływała. Wywiesiliśmy flagę...i nic. Zero motorówki. Machamy dalej nic. Co tu robić przecież nie spędzimy nocy na naszej wyspie "miłości"!. W końcu przypłynęła. Okazało się, że chłopak obsługujący łódkę...zasnął i nie widział flagi.
4 dni na Malediwach zupełnie wystarczy. Przepiękne wyspy, błękitne morze, rafa koralowa, biały piasek...dobre miejsce dla zakochanej pary.