Mahe największa wyspa Seszeli. Stolica Victoria. Po przylocie jeszcze w strefie bezcłowej zakupiłem Whisky (z karty "zniknęło" mi ponad 600 złotych!), ale o tym dowiedziałem się dopiero po przylocie do Polski. Krótka, sprawna kontrola i sprawdzanie dokumentów, zresztą w tym czasie tylko jeden samolot przyleciał. Mahe to największa wyspa archipelagu, można ją zwiedzić autem w 1 dzień. Chociaż warto się nie śpieszyć i pozostawić sobie na zwiedzenie 2-3 dni.Taxi zamówiona z naszego apartamentu przyjechała po nas (ok. 30 minut jazdy) i zawiozła bezpośrednio do apartamentu. Koszt ok. 30 Euro.Bardzo ładny, w miarę tani jak na 90 mkw, dwupoziomowy apartament. Niestety nie działała toaleta na dole, zresztą na górze również był kłopot z niskim ciśnieniem wody. problem na całej wyspie. Poza tym w apartamencie dwie werandy z widokiem na morze, dużo elementów z drewna co dawało egzotyczne wrażenie.Zaraz naprzeciwko apt. był skrawek plaży, (tylko przejść prze mało ruchliwą ulicę), ale ze skałami, kamieniami w wodzie raczej nie pozwalało na normalną kąpiel. Poza tym, w wodzie przy skałach dużo jest białych niewidocznych kamieni (przez parę dni odczuwałem stłuczenie kostki, bo "walnąłem" łydką idąc spokojnie tuż plaży). Dopiero jakieś 15 minut piechotą znajdowała się szeroka, piaszczysta, plaża gdzie można było zażyć kąpieli. Szeroka plaża i jedna restauracja, gdzie niestety zwykły obiad kosztuje min. 200 PLN - plaża i miejscowość - Beau Vallon. Na szczęście pozwolili nam pić zakupione przez nas w sklepie piwo i oglądać tenis, gdy akurat grała najlepsza nasza tenisistkaCo mnie zdziwiło to, że będąc przyzwyczajony to Azjatyckich straganów z jedzeniem znajdujących się wszędzie na ulicy, tego nie ma (poza kilkoma wyjątkami) na Seszelach.Poza kilkoma dniami plażowania i "byczenia" się na plaży, wynajęliśmy samochód za 50 Euro (z depozytem 600 Euro), aby zwiedzić wyspę.Oczywiście najpierw stolica Vitoria ze słynnym. Big Benem - miniaturą tego, który znajduje się w Londynie. Najlepsze miejsce do parkingu to niedaleko Big Bena Mall - z małym podziemnym parkingiem. Stosunkowo tani. W samy centrum znajduje się Cassino, z przepiękna fontanną. Nie przyjechałem, jednak przegrać pieniędzy w Casinie, tylko odpocząć i pozwiedzać największą z wysp Seszeli.Obok Mall znajduje się świątynia, która jest na prawie każdej pocztówce z Seszeli. Świątynia Arul Mihu Navasatkhi Vinayaghar wybudowana w 1992 roku. Niezbyt duża, tak na 15 minut zwiedzania. Po zrobieniu sobie zdjęć z Big Benem, kilkaset metrów dalej znajduje się park, gdzie można oglądać i karmić ogromne żółwie, jedną z największych atrakcji Seszeli. Zresztą nie tylko tam można zobaczyć żółwie, wielu ludzi miejscowych posiada żółwie w domu tzn na ogrodzie i zachęcają do oglądania (OCZYWIŚCIE NIE ZA FRIKO) potężne żółwie.Po drodze warto zatrzymać się przy "dziewiczej" plaży i zrobić sobie foto.Co mnie zaskoczyło - Seszele to bardzo droga wyspa. Lepiej wykupić hotel z opcją all inclusive, niż samemu organizować wszystko na własną "rękę".Jeżeli piwo w sklepie kosztuje 60 zeta, Najtańszy obiad 200 zeta, to jedliśmy tylko chleb, jajka, kiełbasę - taka polska mortadela - o dziwo tania. Owszem przy plaży stoją rybacy ze świeżymi rybami, koszt nawet niewielki ok 50 zeta, ale żeby "zgrilować" (a propos musiał przyjść inny lokals), który za przyrządzenie jedzenia zażądał...200 zeta.