Varadero to popularny kurort nadmorski na Kubie, położony na półwyspie Hicacos, około 140 km na wschód od Hawany. Varadero słynie z pięknej, białej plaży o długości ponad 20 km, ciepłego i turkusowego morza, tropikalnej roślinności i bogatej oferty hotelowej. Varadero to idealne miejsce na relaks i wypoczynek, ale także na aktywny urlop pełen sportów wodnych, golfu, nurkowania i wycieczek. Varadero to jeden z najczęściej odwiedzanych i najbardziej znanych kurortów na Karaibach.
Prosto z lotniska z niemieckiego TUI pojechaliśmy do Varadero. Droga fatalna, pełna głębokich dziur, czasami bez asfaltu, wyboista. Dojeżdżając do Varadero, nagle pojawia się szlaban, autobus jest sprawdzany, również od spodu i wjeżdżamy jakby do innego świata. Jest doskonały asfalt na drodze, są chodniki, wypielęgnowane trawniki, nowoczesne hotele. Szok.
Nasz hotel jakiejś hiszpańskiej sieci był na początku Varadero. Plaża z czystym, złotym piaskiem. Jedna z lepszych plaż, jaką widziałem. Na plaży wypożyczyliśmy mały katamaran z Kubańskim sternikiem i powiedzieliśmy mu...go to Florida. Zniknął mu na chwilę uśmiech z twarzy.
W Varadero, a byliśmy tam na początku lat 2000, nie każdy mógł pracować w tym kurorcie. Tylko po znajomości. Napiwki od turystów itd itd. Bardzp dobra praca dla wybranych.
W hotelu jak po raz pierwszy weszliśmy na kolację byli tylko sami faceci, przeważnie z NRD (dla młodych - Wschodnie Niemcy należały krajów socjalistycznych).
Co jest czyżby hotel dla gejów?! Po kolacji odbywał się tzw: pokaz mody, młode Kubanki nosiły różne stroje i miały numerki na sukienkach. Niemcy zaś podnosili jakiś numerek i Kubanka podchodziła do stolika. Była to tzw: ukryta prostytucja. Kupowało się sukienkę wraz kobietą. Stąd tylu mężczyzn.
My poszliśmy pieszo poszukać jakiś barów i dyskotek. Jest ich pełno, ludzie bawią się na ulicach, śpiewają, piją, tańczą. Wszędzie salsa.
Bardzo bezpiecznie. Kolega zasnął na trawniku, kilka godzin później "dostarczono" go do pokoju, portfel nienaruszony. Chcieliśmy poznać prawdziwą Kubę, a nie sztuczną enklawę. Wypożyczyliśmy więc skutery i wyjechaliśmy z Varadero. Inny świat, zanim dotarliśmy do pierwszej, większej miejscowości, mijaliśmy stare drewniane kolaski, ludzi na zdezelowanych rowerach. Gdy dotarliśmy do miasta, poszliśmy coś kupić w sklepie, niestety jako obcokrajowcy mogliśmy płacić tylko dolarami. A w sklepie na półkach prawie żadnego towaru. Pokrążyliśmy po mieście, nikt się tutaj nie spodziewał obcokrajowców ze lśniącymi skuterami. Zaczepiały nas dziewczyny, machające do nas i pokazujące nam specyficzne znaki, które nietrudno było zrozumieć. Chciały zarobić oferując swoje usługi. Poza miastem, w małych wsiach, bieda, lepianki, ale uśmiechnięte dzieci, bawiące się byle czym, zabawki z drewna, skakanki ze starej liny, stare opony. Wieczorem wróciliśmy bardzo zmęczeni, chociaż nie zrobiliśmy, aż tak wiele kilometrów, to jednak jakość dróg była okropna.
W naszym hotelowym basenie poznaliśmy również Węgra, który co roku przyjeżdżał na Kubę. Wypożyczał kampera na 2 tygodnie, podjeżdżał do jakiejś wioski, wybierał sobie dziewczynę, po rozmowie z jej ojcem i dogadaniu się co do ceny, zabierał ją ze sobą. Przez ten czas była jego przewodniczką i "żoną".